Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przed panem swym, pozamykał stoliki, ukląkł, ściągnął z nóg swego pana obuwie, zastąpił je pantoflami, tuż przy łokciu jego położył woreczek z tytuniem i odszedł na palcach.
Pan Darzyc spoczywał po całodziennych trudach, a ktokolwiek, nieświadomy spraw jego życia, patrzał-by na niego, nigdy nie mógł-by odgadnąć, jakiemi były to trudy. Powierzchowność bowiem tego człowieka była poważną, dumną, na pierwszy zaraz rzut oka uszanowanie nakazującą. Wysoki, barczysty, atletycznie zbudowany, miał on czoło wypukłe i szerokie, powiększone jeszcze znaczném wyłysieniem, oko duże, brwią szeroką i siwiejącą ocienione, wąs siwiejący téż, zawiesisty — szlachecki. Spójrzawszy raz na człowieka tego, rzekł-byś, że są w nim ogromne zasoby sił fizycznych, że pod tém czołem wielkiém muszą być wielkie też umysłowe zdolności, że powaga, malująca się w łuku tych brwi gęstych, i siła, cechująca postawę wyniosłą, muszą być śladami i znamionami silnych czynów, poważnego życia. Po bliższém dopiéro przyjrzeniu się, poznać można było omyłkę natury, która wyciosała kolos ten dlatego, aby przez całe życie trudnił się kreśleniem kabalistycznych znaków na zieloném suknie, a bardziéj jeszcze owoc przyzwyczajeń, które zgnębiły mózg ten, mieszkający pod szeroką czaszką...
Gdy lokaj, wykonawszy obowiązkowe swe cowie-