Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czorne czynności, opuścił pokój, Artur Darzyc wyłonił się z obłoków dymu i stanął przed ojcem.
— Papo — rzekł — chciał-bym z papą pomómówić...
— O czém-że to, Arturku? — wypłynęło z pod sumiastych wąsów zapytanie, wnet stłumione ziewnięciem.
Darzyc ojciec z powodu preferansa, wista i geryłasza, odwykł zupełnie od mówienia. W chwilach zato wolnych od tych zatrudnień, przywykł poziewać...
— Pragnął-bym jutro oświadczyć się o rękę panny Brochwiczówny...
Darzyc ojciec nie ziewnął tym razem, wyjął nawet z ust cybuszek, i z pod olimpijskich brwi swych spójrzał na syna bardzo przychylnie.
— A czemuż nie, Arturku? czemuż nie? Wiész dobrze, że jest to oddawna mojém własném życzeniem. Pan Jan najzacniejszy człowiek... grywamy z sobą rzadko, bo dziwak nie lubi preferansa, ale poważam go bardzo... podobno tam braciszek ewikcyonował siostrze na Brochowie sto pięćdziesiąt tysięcy złotych... co? nie słyszałeś?
— Słyszałem — odparł Artur — ale nic mnie to wcale nie obchodzi.
Sumiaste wąsy podniosły się znowu poziewaniem.