Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o waszych wizytowych godzinach? Zaprosiłem na jutro gości na preferansa...
— Pograją może sami przez pół godziny...
— A cóż robić? pograją sami. Naturalnie, że gdy idzie o rzecz tak ważną dla ciebie, pojadę...
W skutek powyższéj rozmowy, Żancia wpadła nazajutrz około godziny drugiéj z południa do pokoju pani Róży, blada, z wystraszonemi oczyma. Pani Róża wybierała się do miasta i kładła na głowę kapelusz, zobaczywszy przecież w lustrze zmienioną twarz swéj ulubienicy, zwróciła się ku niéj co żywo.
— Co to? co ci jest? czegoś się tak przelękła, rybeńko moja.
Żancia przypadła do niéj bez tchu prawie i schwyciła ją za obie ręce.
— Ciociu! ciociu! ja nieszczęśliwa! co ja teraz zrobię? Pan Darzyc przyjechał z synem i... oświadczają się teraz o mnie mamie i ojcu...
— Zkąd wiész, rybciu, że oświadczają się... może to tylko tak sobie... wizyta?
— Nie, nie! tacy poważni obaj... stary Darzyc zupełnie taką samę ma minę, jak miał ojciec, kiedy jechał do pani Natalskiéj oświadczać się za Maryana o Tośkę; a pan Artur, wchodząc, tak jakoś dziwnie na mnie spójrzał, jak nigdy... I mama także poznała, że przyjechali oświadczać się, bo widziałam dobrze, że była bardzo kontenta, a mnie powiedziała za-