Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go, lecz wzruszającego smutku. Roman Gotard widział, że piwne oczy te wciąż szukają twarzy jego i spójrzenia; że drobna, zgrabna kibić młodéj dziewczyny porusza się w tańcu, niby we śnie, martwa, powolna, umarła zda się dla wszystkiego, co nim nie było; że wtedy tylko przybywa jéj życia, gdy, wiedziona falowaniem zebranego w salonie towarzystwa, zbliża się ku niemu; że nakoniec wieczoru tego, nietylko już ona dla niego, ale i on dla niéj jest tym punktem, ku któremu porywa ją nieprzeparta moc pociągu.
Widział to wszystko Roman Gotard, a w miarę, jak czynił spostrzeżenia swe, głowa jego napełniała się upajającym dymem tryumfu i pychy, a serce tajało z rozrzewnienia. Czuł się dumnym zdobywcą „bogatéj panny”, i zarazem padał w myśli czołem przed ładną dziewczyną. Stosownie do każdego z uczuć tych, których z kolei doświadczał, postawa jego zmieniała wyraz i znaczenie. Podnosił głowę wysoko, lub nizko na pierś ją pochylał; rozrzucał włosy swe giestem gwałtownym, lub, stojąc w progu salonu, wśpierał na dłoni czoło i patrzał w ziemię...
Mówił mało, bo naprawdę nie bardzo miał z kim rozmawiać, nikt prawie nie zwracał uwagi na obcego w gronie tém człowieka, a jeżeli ktokolwiek i zauważył go, to dlatego tylko, aby uśmiechnąć się ukradkiem z zarozumiałych, lub romantycznych poz