Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bronią położyć koniec memu nieszczęśliwemu życiu! Nie przeklinam Cię! bądź szczęśliwą! Pamiętaj, że kochałem Cię, jak nikt nigdy kochać nie może! Była to ostatnia deska rozbitka życia i niegodziwego świata. Odbierasz mi ją, a więc bądź zdrowa! Nędzny robak usuwa się z twéj drogi! Żyj i panuj w świecie zmateryalizowanych bogaczy, a jeśli poczujesz kiedy bul i tęsknotę, przyjdź na mogiłę tego, ktury umiera przes Ciebie!!!!!!”
Czytając pismo to, Żancia drżała jak w febrze, potok łez popłynął z oczu jéj, lecz ustał wkrótce, pozostawiając na twarzy wyraz nieopisanego przerażenia i niewymownéj męczarni ducha. Gdyby Roman Gotard był najprzebieglejszym dyplomatą, nie mógł-by z trafniejszém wyrachowaniem i z większą zręcznością ugodzić we wszystkie struny serca i wyobraźni młodéj dziewczyny. Nie spostrzegła ona teraz ani jednéj z ortograficznych omyłek, które kiedyś raziły ją były nieco; wszelki duch rozbioru i krytyki, daleki od niéj zwykle, zupełnie niepodobnym był w téj chwili. W jedném mgnieniu oka stanęły przed myślą jéj wszystkie historye, o których kiedykolwiek słyszała, lub czytała, a których rozwiązaniem była tragiczna śmierć nieszczęśliwych kochanków. Przez głowę jéj nie przeszło, aby groźba samobójstwa mogła być tym razem niczém więcéj, jak gwałtownym, acz nietrwałym wybuchem ugodzonego naprawdę serca, lecz silniéj jeszcze od niego zranionéj miłości