Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 206.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

je! jak oni się kochają! Nie dziwota! młode to takie biedactwo, i jak dla siebie stworzone!
W parę minut potém, w gabinecie pana Jana nie było już nikogo. Projektowany przez panią Herminią koncert nie udał się, Roman Gotard bowiem zniknął i nie ukazał się już więcéj w ciągu wieczora. Niebawem zniknęła téż i Żancia. Skarżyła się na tak silny ból głowy, że pani Herminia pozwoliła jéj przed końcem zabawy pójść do łóżka. Wprzódy już zauważano, że miała zapłakane oczy, ale ze względu na tak ważny i rozczulający akt, jak zaręczyny, które dziś właśnie się odbyły, łzy świeżo zaręczonéj panny nie dziwiły nikogo. Nie sprawiały téż one niepokoju żadnego i pani Herminii, W dniu tym, tak radośnym dla niéj, otwartsza i bardziej wywnętrzająca się, niż zwykle, matka Żanci mówiła do kilku poważnych pań, z któremi łączyły ją stosunki ścisłéj zażyłości:
— Wychowałam córkę moję tak, aby nie miała najlżejszego wyobrażenia o niczém, co tycze się małżeństwa i przywiązanych do niego uczuć. W sercu jéj iskra śpi pod popiołem... Nic więc dziwnego, że, ujrzawszy się już narzeczoną, młoda panna, niewinna i nieśmiała, niepokoi się, wstydzi i płacze. Przeznaczeniem kobiety jest być żoną i matką, ale jestem zdania, że dopóki nie stanie ona przed ołtarzem ślubnym, im mniéj wié o tém, co spotkać ją ma w przyszłości, im mniéj rozumié ludzi, życie i własne uczucia swoje, tém lepiéj!