Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 212.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stawało; bardzo uważnie za to spójrzała na uczesanie i ubiór córki i z żywém niezadowoleniem rzekła:
— Jakżeś się. dziś uczesałała, ma chère? Warkocze splecione niestarannie, ułożone à la hâte! Zakryłaś sobie czoło, a odkryłaś ucho, z czém ci, jak już nieraz mówiłam, wcale nie do twarzy. Któż cię to tak uczesał? czy Drylska?
Mówiąc to, pani Herminia, białemi swemi rękoma poprawiała i przygładzała włosy Żanci, która stała już przed nią prosta i sztywna. Odkrywała jéj czoło, zakrywała ucho, a oglądając ją przytém od stóp do głowy, mówiła daléj:
— Alboż i ta suknia? Nazajutrz po weselu brata i własnych zaręczynach włożyłaś suknią ciemną, wełnianą, i wyglądasz w niéj, jak zakonnica, lub desperatka jaka! Wiész o tém, że będziemy mieli na obiedzie całą rodzinę Natalskich i panów Darzyców, i wczoraj jeszcze mówiłam ci, abyś włożyła dziś suknią błękitną z trenem i białą koronkową pelerynkę... dlaczego nie zrobiłaś tak, jak mówiłam?
— Zapomniałam, mamo — odpowiedziała Żancia, stojąca teraz przed matką, podobna do lalki, na któréj głowie modniarka upina warkocze według najnowszéj mody. Dwa wyrazy te wymówiła dość cicho, a jednak w głosie jéj uważne ucho dosłyszéć-by mogło bezdnią bólu i goryczy. Pani Herminii wydało się, że w głosie córki brzmiało lekceważenie jéj zaleceń.