Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z chwili, w któréj Drylska wydobywała z komody koronkową pelerynkę, szepnęła:
— I cóż, rybciu? nie powiedziałaś mamie? dlaczego-żeś nie powiedziała?
Żancia nie odpowiadała. Drżące palce jéj zapinały i rozpinały guziki stanika.
— Trzeba jednak, kochanciu, koniecznie trzeba! — szeptała pani Róża.
Żancia wzięła koronkę, którą podawała jéj panna służąca, i nagłym ruchem zgniotła ją w dłoni.
— Chryste Panie! — zawołała Drylska — co téż panienka najlepszego wyrabia? Otóż śliczna mi teraz będzie pelerynka!
Za całą odpowiedź młoda dziewczyna zarzuciła na ramiona strój zgnieciony nieco w jéj ręku, lecz miękki i przezroczysty i, po raz pierwszy odwracając oczy od lustra, rzekła:
— Nie mogę, ciociu!
Drylska poprawiała fałdy i układała długi tren niebieskiéj sukni. Pani Róża nachyliła się znowu do ucha Żanci.
— Cóż będzie? — szeptała — co z tego będzie? pamiętaj, rybko, że trzeba jutro dać jaką wiadomość temu biednemu Romulkowi! czarno albo biało! jak mu o niczém wiedziéć nie damy, gotów z niespokojności awanturę jaką zrobić!
Żancia odwróciła się od lustra.
— Powiem ojcu! — rzekła stłumionym głosem,