Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 217.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzających. Być może, iż piękność młodéj małżonki upoiła go i zasłoniła przed nim wszystko, co mu się w niéj nie podobało, co go z nią dzieliło; że radość, rozlana na twarzy ojca, pogodziła go do reszty z sobą samym, i z tém, z czém zgodzić się nie mogły dotąd męzka duma jego i cichy, lecz nieustanny głos jego sumienia. Wesoły był tedy, mówny, pełen względów dla żony i jéj matki; przekomarzał się nawet z ciocią Rózią o niezwykłą jéj w dniu tym markotność i żartował ze szwagra, z powodu nieustających katarów jego i nerwowych cierpień. Teraz jednak, gdy goście i domowi rozeszli się w różne strony, nie udał się on za nikim z nich, ani nawet za młodą i piękną żoną swoją, lecz, wpół leżąc w głębokim fotelu, opuścił czoło na splecione ręce i siedział nieruchomy, zanurzony w ciszy, która po raz pierwszy od dni wielu zapanowała wkoło niego, a może i w rozważaniu własnych myśli i uczuć, do których głębi nie chciał, lecz musiał przecież zaglądać.
O kilkanaście kroków od zamyślonego i nieruchomego Marysia, na tle szyb szarych od zapadającego zmroku, rysowała się nieruchoma także i głowę na dłoń pochylająca postać Żanci.
Młoda dziewczyna powstała piérwsza i krokiem, żadnego szelestu nie czyniącym, przeszła salon w całéj długości. We drzwiach zatrzymała się i patrzała chwilę na wązką smugę światła, która wpływała do ciemnéj sali jadalnéj przez nieszczelnie zamknięte