Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwi gabinetu pana Jana. Nie poszła jednak ku drzwiom tym, na które patrzała, ale, jakby powziąwszy nowe postanowienie, zwróciła się w stronę salonu, w któréj siedział Maryan, przystąpiła do niego tak cicho, że kroków jéj nie usłyszał i, nie mówiąc nic, położyła rękę na jego ramieniu. Maryan podniósł głowę. Białe czoło jego, które odbiło się niewyraźnie od mrocznego tła pokoju, przerzynała zmarszczka głęboka, w oczach perliła się błyszcząca kropla.
— A! to ty, Żańciu! — wymówił głosem człowieka, budzącego się ze snu. Wziął rękę siostry, przyciągnął ją ku sobie i posadził na stojącém obok krześle. — Cóż? — zaczął po chwili — czy nie czujesz się zmęczoną po wczorajszych tańcach? a może miała-byś ochotę tańczyć i dziś jeszcze! Wszak dziewczęta w twoim wieku o tém tylko myślą...
Ze sposobu, w jaki słowa te wymawiał, poznać można było, że mówił jak przez sen, machinalnie i dlatego tylko, że trzeba było mówić cokolwiek. Myśli jego, mimo własnéj woli jego, zapewne odbiegały daleko, kędyś w świat, za natrętném jakiémś wspomnieniem, lub w głąb’ sumienia za niepodobnym do odparcia głosem, wołającym do niego o porachowanie się z sobą samym. Nie chciał odtrącić siostry od siebie milczeniem i obojętnością, ale nie wiedział dobrze, o czém ma mówić do niéj.
— Cóż — powtórzył — nie boli cię głowa po wczorajszych tańcach?