Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 220.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli ci smutno naprawdę, no to już powiedz mi przyczynę swego smutku...
Postać, rysująca się wśród cieniu w szczupłych i wdzięcznych zarysach, pochyliła się znowu nad poręczą fotelu.
— Marysiu! ja jego wcale, wcale nie kocham!
Słowa te wymówiła cichym, lecz pewnym głosem. Splotła ręce na ramieniu brata i ciszéj jeszcze dodała:
— Marysiu, o! proszę cię! poradź, co mam uczynić!
Tym razem Maryan przybliżył twarz swą do twarzy siostry i wpatrywał się w nią przez chwilę z niepokojem. Niespokojność jego krótko przecież trwała.
— Nie kochasz Artura? — rzekł — a jednak jest to człowiek, który ze wszech względów stosownym będzie dla ciebie mężem. Pokochasz go téż z pewnością. Jesteś zbyt naiwną i nieznającą ludzi i życia, abyś serce swe teraz już zrozumiéć mogła.
— Marysiu, ja nie jestem już dzieckiem! — powtórzył głos cichy i przesiąknięty głębokim smutkiem — chciała-bym sama rozrządzić sercem swojém i ręką...
Maryan zaśmiał się półgłosem. W śmiechu tym jego słychać było trochę goryczy.
— Alboż sądzisz, że ktokolwiek z nas rozrządza sobą według swéj woli? — wymówił zwolna i pochylił