Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 227.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bilety na własne koncerta! o nim to więc mowa! on to ma być współzawodnikiem Artura Darzyca w sercu mojéj córki! O jakżeś ty zabawna, Żanciu! nie sądziłem doprawdy, abyś do tego stopnia była jeszcze dzieckiem! Roman Gotard Bruno! cha, cha, cha! ależ, moje dziecko! ten człowiek to nic, zero, to głupstwo chodzące, śmieszność uosobiona...
Mówiąc to, pan Jan śmiał się niepowstrzymanym, serdecznym śmiechem.
— Słuchaj, mała — ciągnął z niejakiém już niezadowoleniem — zkąd przyszło ci do głowy powiedziéć mi coś podobnego? Kiedyś mi powiedziała, że kogoś tam pokochałaś, zląkłem się naprawdę i o ciebie, i o Artura. Aż tu z wielkiéj góry wyskoczyła mysz mała, mniéj nawet, niż mysz, bo Roman Gotard Bruno!
Brwi Żanci drgnęły gwałtownie, lecz wnet wróciły do kamiennéj nieruchomości, która ogarnęła postawę jéj i rysy.
— Z tém wszystkiém widzę tu coś niedobrego! — bez śmiechu już i z namysłem mówił daléj pan Jan. — Aby ci myśl podobna przyjść mogła do głowy, musiał ci ten Ahaswerus, wiecznie błądzący za awanturami, jakieś zuchwałe słowo szepnąć na ucho. Gdybyś miała więcej doświadczenia i lepiéj znała ludzi i siebie, zaśmiała-byś się z tego już teraz, tak, jak śmiać się będziesz wkrótce zapewne, gdy bliżéj poznasz narzeczonego twego i, porównawszy go z głu-