Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 229.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nemi śród fałd sukni. Pan Jan stanął przed nią i, ochłonąwszy już z gniewu, uśmiechnął się znowu przy wspomnieniu nieprawdopodobnego zwierzenia córki.
— Cóż, Żanciu? — wymówił łagodnie — jestem pewny, że w téj chwili już czujesz całą niedorzeczność tego, coś mi powiedziała?
Żancia milczała. Pan Jan z trochą niepokoju patrzał na nią. Uśmiechnął się jednak żartobliwie i rzekł:
— Teraz już poproś mnie chyba bardzo pięknie, abym twojéj osobliwéj spowiedzi przed mamą nie zdradził, bo była-by porządna bura... nie prawdaż?...
Wziął w obie dłonie głowę córki i serdeczny pocałuek złożył na jéj czole.
— Jesteś wzruszoną, strwożoną, smutną, Bóg wié, jakie myśli plączą ci się po głowie, i nic dziwnego! Musisz być zgorączkowana nieco, i myślą o blizkiéj zmianie położenia, i przeszłą nocą niespaną... Idź, połóż się, zaśnij, i niech cię uspokoi wiara i pewność, że masz rodziców, którzy myślą o tobie i za ciebie… Mamie nie powiem o niczém, bo nie chcę ani jéj martwić, ani twego zaufania do mnie zdradzać; chociaż Bóg widzi, jaką niewinną i zabawną rzecz mi powiedziałaś... śmiać-by się z niéj mogli sami aniołowie w niebie...