Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 245.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dniem, po tak radosnych wypadkach i weselnych zabawach następującym, wszyscy byli tam zwarzeni i jakby zaniepokojeni czémś, niedobrze określoném jeszcze, ale niemile świtającém na horyzoncie domowego życia i domowych, tak świetnych niedawno, nadziei. Na pozór wszystko szło trybem zwyczajnym: pan Jan siedział z książką w swoim gabinecie; pani Herminia poważnym krokiem i z pełną powagi twarzą, przechadzała się po domu; Żancia wyszywała poduszkę w krośnach, obok których Artur Darzyc przesiedział parę godzin milczący i zachwycony skromném milczeniem swéj narzeczonéj. Jedna tylko pani Róża ruszała się dnia tego w sposób u niéj nawet niezwyczajny. Wychodziła co chwila z domu, wracała, wychodziła znowu; pisała jakieś tajemnicze listy i kartki, liczyła ukradkiem odrobinę pieniędzy, znajdujących się w zielonéj sakiewce, zamkniętéj w starożytnym redikiulu; ile razy spotkała się z panią Herminią, lub panem Janem, mrugała powiekami ze zdwojoną szybkością i prześlizgiwała się co prędzéj w inną stronę, jakby widoku rodziców Żanci uniknąć pragnęła; chwilami uśmiechała się figlarnie, to znowu ocierała łzę z oka i trzęsła głową, w sposób oznaczający najwyższe zakłopotanie i zmartwienie; przy obiedzie nakoniec nie ukazała się wcale. Nikt jednak nie spostrzegł, że miejsce przy stole, zajmowane zwykle przez wiecznie ruchliwą młodą staruszkę, było nieza-