Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 249.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Witam pana — z chłodną grzecznością odparła młoda kobieta, i zarazem oczy jéj podniosły się na twarz pana Jana zamyślone i błyszczące na dnie połyskliwym blaskiem uczuć wzburzonych, a drobna ręka końcami palców zaledwie dotknęła dłoni, wyciągniętéj ku niéj z poufałością i serdecznością ojcowską. Wyraz „pana” przykro zabrzmiał w uszach Brochwicza; oddawna dawał on Teofili w myśli swéj imię córki, a ona w dniu ślubu swego z Maryanem nazywała go ojcem.
— Opuszczasz nas pani — rzekł z pewném już wahaniem — miałem nadzieję, że wieczór dzisiejszy przepędzimy razem.
— Jadę do matki — odpowiedziała z wolna młoda kobieta, a w głosie jéj pan Jan dosłyszał oddźwięk usilnie stłumionych łez i srodze zranionéj dumy.
Ukłoniła się chłodno i wyszła; pan Jan wrócił do pokoju, w którym znajdowała się żona jego, zmartwiony i gniewny. Lekceważące, ubliżające nawet postępowanie Maryana z młodą żoną, gniewało go, jako ojca; martwiło, jako dawnego przyjaciela pani Natalskiéj, i wielbiciela zalet i wdzięków młodszéj z jéj córek; oburzało nakoniec, jako szlachcica, przechowującego tradycyjny w szlacheckich rodach szacunek dla kobiety, i światowego człowieka, u którego szacunek ten był nałogiem, nieodłącznym od stosunków rodzinnych i towarzyskich.