Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 275.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bynajmniéj! — rzekł Maryan — oto trzymam w ręku horoskop i czytam! Kto chce piérwszy posłuchać o sobie?
— Ja chcę — zawołał starszy Natalski — nigdy sam nie myślałem nad tém, co ze mną być może, to i ciekawy jestem, jak honor kocham!
— I mnie przeczytaj tam co, szwagierku! — dodał brat młodszy — tylko co dobrego, bo złych proroków niech dyabli biorą!
Maryan uśmiechał się wciąż i z wolna popijał z kielicha.
— Nie lękajcie się! — zawołał — na horoskopie waszym powstają przed memi oczyma obrazy piękne i takie, jakie lubicie! Trąby myśliwskie grają, psy naszczekują, szare koty zrywają się z miedz i uciekają co siła! huź ha! tam stado sarn zerwało się z gęstwiny, strzelcy w zielonych kurtach szykują się w zaroślach, na czele ich wy, Nemrody litewskie, nieustraszeni pogromcy czworonożnych, dmiecie w rogi rozgłośne, aż las Nataliński drży w swych posadach, a echa sąsiednich wzgórzy od krańca do krańca parafii chwałę waszę głoszą... tu strzał i tam strzał... zabite ofiary sterczą na tryumfalnych wozach; wrzawa, trąbienie, szczekanie, krzyczenie! Zajeżdżacie pod dach ojczysty, kędy stoły uginają się pod obfitą zastawą, na którą w wielkiéj części złożyły się dzieła rąk i nóg waszych niezmordowanych... Posiłek to, po którym, wzmocnieni snem pokrzepiającym, wsta-