Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 338.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się... przyjdzie z pewnością czas, w którym ludzie zrozumieją cię nakoniec... ocenią, lepiéj... sądzę — dodała ciszéj — że ojciec mój przywiózł nam trochę pieniędzy...
— No! no! dobrze już, dobrze! jesteś zawsze moim aniołem pocieszycielem! pocałuj mnie!
Niebiańska radość oblała twarz młodéj kobiety, gdy usłyszała z ust męża zaręczenie, że jest zawsze ideałem jego i aniołem pocieszycielem. Trudno zresztą zaręczyć, czy Roman Gotard, który i dawniéj w staraniu się o jéj serce złożył niejeden dowód przebiegłości, wyrazów tych nie używał często, jako talizmanów, czyniących z młodéj żony jego bez granic uległą niewolnicę, przynoszącą mu w kornéj dani skarby swych wdzięków, słodycz swych pieszczot i złote runo swego posagu.
Wyszła z sypialni męża pocieszona, rozpromieniona niemal, dumna tém, że uśmierzyła zgryzotę jego, i na usta jego, wykrzywione goryczą, przywołać zdołała uśmiech i łagodne słowo. Znalazła ojca, siedzącego w bawialnéj izbie, na uprzedniém miejscu.
— Mój ojcze! — rzekła — Romuś przeprasza cię bardzo, że dziś cię powitać nie może; ale biedny przyjechał tak zmęczony drogą i cierpiący, że zaraz położyć się musiał do łóżka.
Brochwicz uczynił ręką giest taki, jakby chciał powiedziéć, że niegrzeczność ta zięcia nie obchodzi go