Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 354.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstała i, nadstawiając ku drzwiom ucha, głośniéj zapytała:
— Kto tam?
Za drzwiami cichutki głos odpowiedział:
— Julianka.
Gdyby głęboka cisza nocna nie panowała dokoła, stara kobieta nie usłyszała-by głosu tego, tak był on cichym. Było to westchnienie raczéj, niż głos. Usłyszała i niechętnie rzuciła ręką. Wzięła jednak lampkę i, idąc z nią ku drzwiom, gderliwie mruczała.
— A że téż te dzieciska nigdy mi spokoju nie dają! We dnie mi urwis ten kamień przez okno rzucił, a teraz oto, śród nocy, przychodzi tu...
Otwierając drzwi mówiła jeszcze, coraz to głos podnosząc:
— Czegóż włóczysz się nocami?...
Tu umilkła i, lampkę swą nizko trzymając, patrzała ku ziemi.
W drzwiach ukazała się i u progu nieruchomo stanęła Julianka. Nagie nogi jéj, widzialne do kolan z pod krótkiéj koszuli, drżały i uginały się pod nią, bujne krople deszczu gęsto osypywały włosy jéj i twarz.
Stara kobieta, milcząc już, drzwi zamknęła i wzięła dziecko za rękę.
— Czego ty tu przyszłaś tak późno w nocy? — zapytała.
Długo nie było odpowiedzi. Po chwili dopiéro dziecko odpowiedziało z cicha: