Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 362.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W krótkim spencerku i z bosemi nogami wybiegł na próg i, czyniąc poruszenia takie, jakby rzucić się chciał na dziecię, krzyknął:
— A pójdziesz!
Julianka cofnęła się kilka kroków i stanęła. Chłopak postąpił znowu ku niéj i powtórzył wołanie swe.
Trwało tak parę minut, gdy w oknie oficynki ukazała się głowa ośmioletniéj dziewczyny, z długiemi, płowomi włosami, i zawołała:
— Antek! Antek! chodź-no tu, pomóż mi ogień dla matuli rozpalić, bo ja nie zdążę...
Chłopak wbiegł do mieszkania, a Julianka pozostała na miejscu, do którego ją przygnał. Stała nieruchoma i na ścianę oficynki patrzała. Nie płakała i od zimna już nie drżała. Gdyby ktokolwiek spojrzał teraz w te oczy dziecięce, suche i szeroko rozwarte, nie znalazł-by w nich wyrazu boleści. Malowało się w nich tylko nadzwyczajne jakieś zdziwienie i błyskał także cichy, bo bezsilny, gniew.
Tak stojącą znalazła ją praczka, wracająca z napełnionemi wodą wiadrami. Stanęła, kilka sekund popatrzała na nieruchome dziecko i, mrucząc coś do siebie, weszła do oficynki. Niebawem jednak wyszła znowu, niosąc spory kawał czarnego chleba. Podała go dziecku, mówiąc:
— Na, weź! będzie ci na dzień cały! Chleba ci dam czasem, ale niech cię Bóg broni, abyś do chaty weszła. Rózgą obiję i w pokrzywy rzucę!