Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 385.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w ramionach dziecię, wyrzucić chciała za okno, a potém przycisnęła je do piersi i głośno wycałowała.
Julianka tymczasem wstrząsała głową.
— To nie ptak rzucił mnie tam pod bramę... — rzekła — ja tylko tak sobie powiedziałam, ale wiem, że to nie ptak.
— A któż taki? któż-by to taki zrobił? — zagadnęła kobieta z żartem, lecz i zmieszaniem pewném.
— Matka! — krótko i obojętnie rzekła Julianka.
Wiedziała już, że miała matkę, tak jak wszystkie inne dzieci, i że, ona to, a nie ptak żaden, rzuciła ją pod bramę. Powiedziała jéj o tém gruba i wiecznie śmiejąca się sługa właścicielki magla, a gdy Julianka, usłyszawszy to, zapytała, czy i ojca miała także, tak, jak wszystkie inne dzieci, dziewka odpowiedziała jéj, chichocąc:
— No, a jakże!
— A gdzież mój ojciec? — zapytało dziecko.
Dziewka od śmiechu wzięła się za boki.
— Goń wiatr w polu! — zawołała i pobiegła maglować; ale Julianka zapamiętała jéj odpowiedź, i ciągnąc rozmowę swą z żoną tokarza, zauważyła:
— I ojca ja miałam.
— A gdzie twój ojciec? — zaszczebiotało kilkoletnie dziecię tokarza.
— Goń wiatr w polu! — z powagą wygłaszanéj sentencyi, odparła dziewczynka.