Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 402.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łéj istocie jéj fizycznéj i moralnéj stronę najsilniéj rozwiniętą.
Kobieta wyjęła z nizkiéj szafki żywność jakąś, podała ją dziecku, i usiadłszy przy niém, zaczęła wpatrywać się w nie znowu, Julianka jadła, spoglądała na sprzęty skromne, lecz czyste, na kanarka, który śpiewał wciąż w klatce, na białą roletę, fruwającą z wiatrem, i roszczebiotała się na dobre. Zagadnięta parę razy o przeszłość swą, opowiadała, jak, małą będąc, (teraz już uważała się snadź za osobę dużą) mieszkała u praczki, i jak ją pan Jakób, kucharz, w nocy za drzwi wyrzucił, i co potém stało się; o staréj pani, bardzo dobréj, która niewiadomo gdzie podziała się, gdy jéj oczy uciekły; o chorym panu, ciągle grającym; tokarzu, tokarzowéj, Ance i Antku, najbardziéj o Antku, takim niegodziwym chłopcu. Przy wspomnieniu o chłopcu, zacisnęła piąstki i błysnęła oczyma, wnet jednak z zamyśleniem dodała:
— Ale ja jemu odpuściłam... tak mi Boże dopomóż, odpuściłam i nie wytłukłam go, kiedy leżał tam pijany pod bramą... Stara pani prosiła: odpuść! i odpuściłam...
Przy ostatnich wyrazach dziewczynki, kobieta wzięła ją w ramiona swe i, topiąc usta w gęstwinie jéj włosów, szepnęła...
— Żebyś ty kiedyś innym tak odpuścić mogła... o! żebyś mogła!...
Wstała potém i przeszła się parę razy po małym