Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 412.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dała, jak ktoś zamierzający kosztem jakichbądź cierpień dotrwać w postanowieniu swojém.
Na wiosnę, kiedy ludzie zaczęli otwierać drzwi i okna, panna Janina weszła raz do mieszkania tokarza. Zawahała się chwilę przed drzwiami, ale weszła. Na widok jéj tokarz przerwał pracę swą i uprzejmie ją pozdrowił, żona jego zmieszała się i osłupiałym nieco wzrokiem patrzała na guwernantkę, aż upamiętała się i zawołała na Kachnę, aby stołek podała. Panna Janina usiadła i wydawała się bardziéj jeszcze zmieszaną od tokarzowéj.
— Chciałam poznajomić się z państwem; sąsiadką waszą jestem, — rzekła, czując jakby potrzebę usprawiedliwienia swéj wizyty. Tokarzowa powiedziała, że widuje ją co dzień przez okno, idącą do miasta i wracającą.
— Dlaczego pani dziecka nigdy z sobą nie bierzesz? — zapytała, — niech-by biedactwo obejrzało się trochę po świecie.
Panna Janina zarumieniła się gwałtownie.
— Jakiego dziecka? — zawołała ze zdziwieniem niby.
— A no! sierotki téj, którą pani opiekujesz się.
— Ależ ja nią nie opiekuję się wcale, — tłómaczyła się kobieta, — co mi do niéj! ot, tak tylko, gdy widzę, że głodna, to ją nakarmię... przez litość... nie więcéj jak przez litość... a że dziecko siedzi ciągle przy mnie, to i nie odpędzam go... co mi to szkodzi? ale opiekunką jego nie jestem, wcale nie jestem.