Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 413.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tokarz i żona jego patrzyli na nią ze zdziwieniem. Nie pojmowali, dlaczego tak żywo tłómaczyła się z tego, co w oczach ich było dobrym uczynkiem.
— To szkoda — rzekł po chwili tokarz — a my myśleliśmy, że nieboractwo to znalazło już sobie przytułek na całe dzieciństwo swoje... Jak wyrośnie, to prędzéj sobie da radę, ale póki małe, co ma robić? żebrać tylko, a może potém, nie daj Boże, i kraść...
Ledwo widzialne drgnienie poruszyło twarzą i rękoma panny Janiny.
— Zapewnie — rzekła — zapewnie... nie odpędzę dziecka, dopóki żywić je i uczyć czegokolwiek będę mogła... choć naprawdę, co mnie tam ono obchodzić może? Lituję się przecież nad niém... nie wiem, czy długo tu zostanę, a jeśli-bym odjechać miała, to może-by... może-byście państwo... tak... przy swoich dzieciach i tę dziewczynę przytulili!
Mieszała się strasznie, mówiąc to, a głos jéj, pomimo silenia się na obojętność, przybierał proszące dźwięki.
Tokarz po chwili zamyślenia odrzekł:
— Przyznam się pani, że mnie to samemu nieraz na myśl przychodziło, i z żonką nawet o tém gadałem, ale... niebogaty jestem człowiek... sześcioro dzieci mam. Gdybym już tak zdecydował się i wziął tę sierotkę, nie chciał-bym, aby marnowała się ona w domu moim, ale musiał-bym jéj i odzież porządną dać