Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 424.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tam panna zostawić możesz? Będę jéj za nie jedzenie dawać, póki wystarczy... a potém co?
— Cóż ja więcéj mogę? — szepnęła kobieta — wszak wrócę kiedyś... jak tylko uzbieram sobie trochę, zaraz wrócę... Tymczasem... moja kupcowo... starą jesteś kobietą i uczciwą... dzieci i wnuki masz...
Umilkła, i ze splecionemi, jak do modlitwy, dłońmi, patrzała w twarz żydówki.
— A co ja mogę? — zapytała Złotka, ramionami wzruszając — ja nad nią litość mam, ale żydówką jestem, a to chrześcijańskie dziecko... Do siebie jéj wziąć nie mogę... to co ja dla niéj zrobię?
— Spójrzéć, nakarmić czasem, napomniéć...
— Nu, nu! — odrzekła Złotka z giestem przywalającym.
Panna Janina poszła na miasto i długo nie wracała, gdy zaś o zapadającym zmroku wróciła, znalazła w pokoju swym niecierpliwie oczekującą jéj Juliankę. Ze sposobu, w jaki dziewczynka rozpostarła ramiona swe i poskoczyła ku wchodzącéj, ze srebrnego, radośnego wykrzyku jéj i pocałunków, któremi okryła jéj ręce, poznać można było, że dziecko to wiedziało już teraz, co to jest — kochać. Prowadząc milczącą kobietę ku kanapce, Julianka szczebiotała. Czy kobieta słuchała szczebiotu dziecka, trudno było odgadnąć. Twarz jéj rysowała się na tle zmroku, jak blada i nieruchoma rzeźba z marmuru; milczała, jak grób. W pokoju robiło się coraz ciemniéj.