Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 442.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Służące mawiały o niéj:
— To dziecko, proszę pani, dobre jest przez to, że nigdy nic nie poruszy... żeby jéj niewiedziéć co kłaść przed oczy — nie poruszy!
Panie domów, wchodząc czasem do kuchni, głaskały ją po włosach i zadawały jéj pytania różne. Na pytania odpowiadała krótko, łagodnie czasem i z uśmiechem, a czasem mrukliwie i niechętnie. Zapytywana przez tych, którzy znali ją od niedawna: czyją jest? odpowiadała: wszystkich! albo: niczyją! Jeśli ją kto zapytał o matkę lub ojca, milczała uparcie. Rzadkie i obojętne pieszczoty, które spotykały ją od pań domów, przyjmowała sztywnie i obojętnie.
Była w niéj nieufność jakaś do czułości wszelkiéj i wielka trudność w uczuwaniu jéj i objawianiu.
Trwało tak rok, czy dłużéj nieco. Nagle mała żebrząca dziewczynka przestała ukazywać się na ulicach miasta, w domach miłosiernych dla niéj, w sklepiku Złotki, wszędzie. Nie widywano już jéj nigdzie. Z razu nikt na to nie zważał, potém jednak znaleźli się ludzie, których zaciekawiło albo zaniepokoiło nagłe to zniknięcie dziecka. Zaczęto dowiadywać się i po trochu szukać. Litościwe panie, które widywały ją czasem w kuchniach swych i głaskały jéj włosy, upatrywały ją pomiędzy ulicznemi dziećmi, wyprawiającemi po dziedzińcach i placach wrzaskliwe harce; kucharki zapytywały o nią znajome