Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

tyle, nie tak z całej siły kokietować go spojrzeniami, ruchami, rozmową, nawet włosami, które niby wypadkiem rozsypały się jej na plecy, podobne do płaszcza z czarnego jedwabiu!
Przecież wiedziała, że jest to prawie jej narzeczony i jak go kocha. Nie taiła się przed nią z niczem, wszystko przed nią wyznała. A ona uczyniła znowu wszystko, co mogła, aby go jej odebrać. Podobał się jej z powierzchowności i wykształcenia; był przy tem świetną partyą. Klemunia zapragnęła go dla siebie, a ponieważ mogła, więc zdobyła. Siostra! Cóż? Widać tak jest na świecie, że kiedy idzie o własne szczęście, można zdeptać nawet — siostrę. Ale — niech tam! Niech im Bóg da wszystko: zdrowie, szczęście, życie długie, to wspólne we dwoje!...
Znowu nieznośne łzy!... Ale tym razem niczego nie dokażą. Wstyd i źle płakać tak często. Czasem, cóż robić! płakać często... na siostrę. Jeszcze, broń Boże, łzy te padną na jej głowę! I bez tego Klemunia jest biedną, ach, jak biedną! Ta jej choroba, nie wiadomo jeszcze, jak się skończy. Taka szczęśliwa, a nie wiadomo, czy to szczęście długo trwać będzie. Kazia wybłagała u lekarza nazwę choroby i — zapomniała. Dwa wyrazy łacińskie wyleciały z pamięci, lecz to pamięta, że Klemunia jest chora na serce. I jeszcze jedną rzecz okropną powiedział lekarz... Nie chce o niej myśleć po