Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

liste wieże, nad obejmującą to wszystko brudno-szklanną banię, wzbijały się głuche, chaotyczne gwary, w których, gdyby przez długą chwilę zatopiło się baczne ucho, usłyszałoby turkoty kół, dźwięki muzyki, szczekania psów, uderzenia dzwonków, rubaszne śmiechy, urwane wołania, wrzaski, szepty, szmery mnóstwa śpieszących kroków, cały słowem wiecznobrzmiący akord zbiorowego ludzkiego żywota. Gwary te buchały w niebo gorączką, lecz spodem ich wiała nieznurtowana melancholia ludzkich przeznaczeń.
Drugim punktem był cmentarz, szeroko na wysokim a spadzistym brzegu rzeki rozłożony, podobny w zmroku do gaju, napełnionego tłumem postaci nieruchomych, niewyraźnych, szarych, albo śnieżnie białych. I tu także ciszy zupełnéj nie było. Nie przerywały jéj wprawdzie szepty wiatru w drzewach i pluski deszczu, bijącego o grobowce, były to bowiem składowe jakby jéj części; lecz mącił ją gwar, złożony z kilku głosów ludzkich i donośnego, choć ochrypłego nieco, śpiewu, napełniający dom cmentarnego stróża. Dom ten, przyrosły jakby do murowanego ogrodzenia cmentarza, był raczéj murowaną chatą, niż domem. Nizki, zżółkły od wilgoci i zaniedbania, z zapadłym dachem, posiadał on jedne drzwi i trzy okna. W dwu oknach gorzało jaskrawe światło rozpalonych łuczyw; u jednego z nich stała wązka ławka, wilgocią przesiąkła. Rozmowy i śpiewy, napełniające cmentarną chatę, leciały z jednéj strony na groby, z drugiéj — na błotniste i suchemi badylami sterczące grunta.
Punktem trzecim, o kilka stai od cmentarza oddalonym, lecz coraz ku niemu zbliżającym się, była kobieta, powoli bardzo i z ciężkością widoczną, postępująca nad stromym brzegiem rzeki. Zkąd szła? Od dalekich jakichś krańców