Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie prości i grubijańscy w ubogiéj odzieży, ze zczerniałemi twarzami. Każdy z nich, na progu jeszcze, wymawiał jakieś słowo uprzejmego pożegnania i podziękowania za częstunek, każdy téż, mijając siedzącą u ściany kobiétę, spoglądał na nią przez chwilę z obojętną ciekawością i odchodził. Z za otwartych drzwi od sieni gospodarz wykrzyknął jeszcze pożegnanie:
— A bywajcie tam zdrowi i żywi, bo wasze umieranie człowiekowi i dziurawych butów nie przysporzy!
Tu na nótę krakowiaka zaśpiewał:

— Od Boga zesłana
Śmierci ty kochana....
Zatrzęś kostkami swojemi....

I dokończył monotonnym pacierzowym tonem.
— Nad pałacami złocistemi, nad kamienicami murowanemi, nad szkatułami pełnemi, nad tymi, co nosy do góry zadzierają, a przed tobą w proch padają, jak marne twory Pana Boga Wszechmogącego, któremu niech będzie cześć i chwała na wieki wieków, Amen.
Gdy przekleństwo to, w dziwny sposób z modlitwą zmieszane, milkło w głębi domostwa, na progu zjawiła się gruba i wysoka postać kobieca. Obejrzała się dokoła i nagle krzyknęła.
— A toż co? Zgiń maro, przepadnij! Kto tu taki siedzi pod ścianą?
Kobiéta, siedząca pod ścianą, zwróciła głowę ku mówiącéj i zwolna powstając, z cicha i nieśmiało wymówiła;
— Przepraszam... to ja!...
— Kto ja? jakie ja? — brzmiał w progu głos gniewny, gruby i kłótliwy. Włóczęgo jakaś? czy żebraczka? czy zło-