Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

niezupełna jednak; pośród niéj bowiem słychać było jakieś, tłumione ciągle, głębokie szlochanie, Po chwili, szlochanie to przebiło się do, przepojonego jeszcze muzyką, słuchu obecnych. Spojrzeli po sobie, obejrzeli się dokoła siebie. Dwie pary oczów, Anastazyi i bladego Antośka, zwilżone były łzami. Nie szlochali jednak. Szlochanie to odzéwało się kędyś z dołu, czyniło takie wrażenie, jakby odgłos jego wychodził z pod ziemi.
— Wszelki duch pana Boga chwali! — niosąc rękę do czoła, szepnęła Anastazya.
— Zgiń maro, przepadnij! — spluwając, wykrzyknął Łukasz. Pan podróżny umarłych chyba muzyką swoją obudziłeś.... ot, z mogiłek, podziemnym jakimś korytarzem, pod izbę moję podleźli i.... płaczą!...
— Kto płacze? — zawołał Kępa, który, w téj chwili dopiéro, zbudził się z ekstazy i usłyszał to, czemu inni przysłuchiwali się już od minuty. Kto tam płacze? — powtórzył i poskoczył w stronę, z któréj dochodziły nie tylko nie ustające, lecz owszem coraz wzmagające się łkania. Odsunął ławę, odepchnął stół, pochylił się, a gdy wyprostował się, w ramionach jego obecni ujrzeli płaczącego Sylwka. Dziecię, skurczone w kątku, pomiędzy ścianą a zydlem, przysłuchiwało się ciekawie rozmowom, prowadzonym przy wieczerzy; kiedy Kępa grać zaczął, oczy jego zaiskrzyły się i błyszczały przez chwilę w cieniu, jak dwie ponure iskry, potem łzy jak groch spadać zaczęli z długich rzęs jego na ciemne i chude policzki, aż, nakoniec, zniknął on z kątka swego, wsunął się pod stół, przy którym siedzieli biesiadnicy, i tam płakał. Pochwycony i wydobyty na światło, jak wąż wił się w ramionach Kępy, usiłując się z nich wydobyć, a obu drobnemi, ciemnemi dłońmi zakrywał twarz gorącą i spłakaną.