Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

w ogrodzie tym, i kluski ze słoniną i zrazy zawijane, tak sobie, same przez się, wyrastać także będą!
I zanucił:

— Przez Boga zesłana,
Śmierci ty kochana,
Dziéj się wola Twoja...
Pełną będzie misa moja.

— Zrazów zawijanych, klusek oblewanych i jadła wszelkiego, doskonałego, na pociechę i ukrzepienie człowieka grzesznego, którego ciężkie winy odpuść Panie Boże Wszechmogący, przez miłosierdzie swoje nieskończone i granic niemające. Amen.
Anastazya pochwyciła się nagle za głowę.
— Oj, głupia ja kobiéta! — jęczeć i krzyczeć zaczęła, — oj! nieszczęśliwa ja kobiéta! Oj! głowa moja biédna, skłopotana taka i stérana, że pamięć wszelką utraciła i rozumku, co mi Pan Bóg Wszechmocny dał, pozbyła się! Oj, biłabym się i biła i włosy bym sobie z głowy rwała, ot tak!
Zczerwieniała z gniewu, jak piwonia, ściskała w garściach trochę siwych włosów, z których zsunął się czepiec nocny, i niemiłosiernie targała je w obie strony. Łukasz, oswojony znać z podobnemi uniesieniami żony, rzucał na nią wpółtrwożliwe, wpółfiluterne spojrzenia i spokojnie przeżuwał jadło.
— Albo co Nastasiu? — wybełkotał nakoniec, — czego ty sobie, duszko, życie trujesz? Co dziś, to...
Dalszy ciąg, nieśmiałych i niezrozumiale wypowiadanych, pytań i uwag jego zagłuszył wrzask Anastazyi, która, śród gradu wyrzekań i złorzeczeń, wyrzucała sobie, że niedowiedziała się od poróżnego: kim był i gdzie mieszkał ojciec Sylwka. Mówiła, a raczéj krzyczała, że byłby on wyna-