Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

ciste i ogromne. Ubranie jéj składało się z ciemnéj sukni zniszczonéj, podartéj i różowego łachmanka, zalotnie zarzuconego na chude ramiona.
Kiedy niemłoda kobiéta, któréj powierzchowność posiadała skromny, lecz dostatni pozór, zapaliła świecę, Sylwek postawił Klarkę na ziemi i, trzymając ją za rękę, postąpił naprzód. Nie wszedł jednak do drugiego pokoju, tylko zatrzymał się przed progiem w cieniu. Kobiéta, na szezlągu leżąca, patrzała ku niemu przymrużonemi trochę oczami. Ochłonęła już z przestrachu, jakim nabawiło ją niespodziane odezwanie się przybyłego, i z dumném poruszeniem głowy wymówiła:
— Niepotrzebnie fatygowałeś się, mój kochany! Klarka wróciłaby sama do domu, a już ci wiele razy mówiłam, żebyś nie zbliżał się do dzieci moich... nie jesteś dla nich towarzystwem stosowném...
Za progiem przyległego ciemnego pokoju rozległ się głośny, szyderski śmiech.
— A — le! — zawołał Sylwek, — niemam zbliżać się do dzieci pani... zbliżają się one do gorszych jeszcze, jak ja... Misia widziałem dziś, jak z ulicznikami koziołki na kupach śmieci wywracał, a Damek podobno ukradł coś wczoraj u majstrowéj i bardzo zbliżył się do batoga majstra... Ot jak! A co się tyczy Klarki, to już pani na to nic nie poradzisz! my z sobą w przyjaźni od tego czasu, kiedym to ją z szynku pijaną wyniósł, do doktora poniósł, wyleczył i piernikami opchał, tak że się znowu rozchorowała...
Ostatnim wyrazom towarzyszył znowu śmiech wesoły, a Klarka, która na łóżeczku swém usiadła, patrząc na stojącego w cieniu przyjaciela swego i trzęsąc złotemi lokami, zanosiła się téż od śmiechu.