Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

kawałek chléba i kartofli da... i Antka szczęśliwsza, bo zawsze taki cokolwiek wyżebrze...
Z piersi Heleny wyrwało się głębokie westchnienie.
— O! jak mię te dzieci męczą! Zabijają mię! a jakie niesprawiedliwe! Cóż ja dziś jadłam? Obiadu z garkuchni sprowadzić nie było za co!... Hilary, co miał, to wziął z sobą... Bułkę jednę zjadłam i pół szklanki skwaśniałego mleka wypiłam... A one mi wymówki robią, że im wszystko zjadłam...
Kilka łez pociekło po cudnych policzkach jéj, blade wargi jéj drżały, a oczy, z za łez, z chciwą niecierpliwością zaglądały pomiędzy kartki trzymanéj w ręku książki. Placyda, z pełną smutku twarzą, skinęła na chłopców, aby przybliżyli się. Ani myśleli posłusznymi być jéj skinieniu; lecz, gdy tylko sięgnęła do kieszeni, wnet ku niéj obaj poskoczyli. Kiedy stanęli przy stole, na którym dopalał się ogarek świecy, można było rozpoznać, że mieli twarze roztropne i ładne. Źrenice starszego posiadały szczególną ruchliwość, biegały wciąż i błyskały jakby nieustannym niepokojem, czy ciekawością, czy jeszcze pożądliwością jakąś poruszane. W wyrazie twarzy młodszego panowało przeciwnie zadąsanie ponure. Ręce podnosił wciąż ku głowie i zatapiał w rozczochranych włosach, usta wydymał i w ziemię patrzał.
Placyda wyjęła z małéj portmonetki srebrny pieniążek i, podając go starszemu chłopcu, rzekła łagodnie:
— Idźcie do garkuchni i kupcie sobie za to wieczerzę!
Oczy obu chłopców błysnęły i ożywiły się. Po twarzy starszego przeleciał jakiś chytry, skośny uśmieszek. Uczynili obaj poruszenie, do ukłonu podobne, i już odbiedz mieli, gdy Lirska, wahającym się głosem, wymówiła: