Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

innych istot ludzkich. Ktoś tam znać fajkę palił, bo grube nicie brudnego dymu zwolna wlekły się powietrzem ku otworowi piecyka. Jakaś twarz męzka młoda, lecz blada, a na długiéj, ciemnéj szyi osadzona, od czasu do czasu wysuwała się z mroku, to znowu się w nim kryła. Jakieś zczerniałe skieletowe ręce wydobywały się na oświetloną przestrzeń, zdając się grozić czy upominać. Niekiedy słychać było jeden tylko głos, płynnie i łagodnie przemawiający, to znowu wydymający się do patetycznych i wzniosłych tonów; niekiedy zaś wybuchał chór zmięszanych głosów zapytań i opowiadań, lamentów i śmiechów. Wszystko to razem sprawiało wrażenie podziemnéj ludzkości, całkiem różnéj z tą, która żyła nad powierzchnią ziemi, lub obozowiska, w którym zgromadzili się wpółdzicy koczownicy, aby weselić się i żalić, uczyć się i naradzać, tak, jak to czynić umieli i mogli.
Była to szkoła Szymona Kępy.





V.

Dom, w którym mieszkali Szarscy, był budową drewnianą, dwupiętrową i w kilka facyatek u góry zaopatrzoną. Niegdyś mogły się tam znajdować wcale porządne nawet mieszkania; teraz jednak nietynkowane ściany spoglądały na świat pozbawionemi szyb otworami, a u szczytu, pośród zczerniałych i kruszących się kominów, stérczały tu i owdzie, ogołocone z dachówek, krokwie. Spiczaste daszki fa-