Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

— Papciu! — wołała, — proszę mi rączkę podać... ja papciowi pomogę zléźć...
Wtedy Szarski zwolna zaczynał zstępować w dół. Znalazł się zawsze w tłumie ktoś litościwy, kto mu w téj powrotnéj, niebezpieczniéjszéj jeszcze, niż poprzedzająca, wędrówce dopomógł, a po chwili widziowie rozchodzili się, wiedząc, że nic już więcéj ciekawego nie zobaczą i ze świeżo odegrywanego widowiska czyniąc wniosek, że Szarski pewnie już przez tygodni kilka upijać się nie będzie.
Istotnie, sceny owe włażenia na drabinę w celu zaniesienia Bogu skargi na doznaną krzywdę, od lat już dziesięciu, bywały w życiu Szarskiego zakończeniem okresów pijaństwa, po których następowały dłuższe lub krótsze okresy trzeźwości. Tak jak pewne rodzaje umysłowego obłąkania, nałóg jego miał tę właściwość, że z kolei ogarniał go i odstępował. Był to szał raczéj, niż nałóg, — szał, który, niby palący huragan, przelatywał po tém steraném życiu, a potém milkł i ustępował miéjsca grobowéj ciszy. O ile, pijanym będąc, Szarski gadatliwym był, tak gadatliwym, że mowa jego wydawała się nieustannie a monotonnie ciekącym strumieniem, o tyle, gdy się wytrzeźwił, milczącym stawał się i zamkniętym w sobie. Na twarz jego zoraną i zżółkłą spadała wtedy nieruchomość kamienna, a spuszczone zwykle powieki podnosiły się z ciężkością i ukazywały się spojrzenia mętne, a nieprzezwyciężenie, chylące się ku ziemi. Przedstawiał on wtedy sobą obraz, milczącéj jak grób, rozpaczy i wstydu, który, żadném już udawaniem, godności człowieczéj osłaniać się nie chciał. Kiedy dawni przyjaciele i koledzy jego, wypadkiem napotkawszy go, przypominając mu dawne jego czasy, do upamiętania i poprawy zachęcać go usiłowali, słuchał