Strona:PL Eliza Orzeszkowa O nacjonalizmie żydowskim 2 3.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

lów najdotkliwszych i gniewów najczerwieńszych, oni ją poczytują za świadectwo podniesienia się ku wyższemu poziomowi społecznemu, za źródło zaszczytu i takich lub innych korzyści. Czy podobna za język narodowy uznać ten, który daje się zdjąć z ust i serca, jak rękawiczka z ręki, który na miseczkę soczewicy, dla nakarmienia bądź kieszeni, bądź miłości własnej, przehandlować można.
I nie jest żargon językiem narodowym dlatego jeszcze, że posługują się nim nie wszyscy żyjący na ziemskim globie żydzi. Nie znają go wcale ci, którzy światło dzienne ujrzeli poza granicami Rosji i dawnej Polski. Nie zrozumie żargonu żyd francuski, angielski, algierski, turecki etc. tak zupełnie, jak nie będący poliglotą żyd polski albo rosyjski nie rozumieją języków, któremi mówią tamci.
Jakże więc? Czy tamci wyuczą się żargonu i zamienią na niego piękne, doskonale ukształtowane, pełne bogactw różnych języki, któremi się teraz posługują? Absurd! Nikt na świecie zamiany takiej uczynić nie zechce i gdyby chciał, nie zdoła; nikt nie zechce i nie potrafi wyrzec się mowy cywilizacji, mowy śpiżu, mowy śpiewu, dla mowy ciemnoty; małomiasteczkowego błota i gardlanego chrypienia. Jakże więc? Naród mówiący tylu językami ile na świecie jest narodów? Contradicto in adjecto... Myślimy i utrzymujemy zawsze, że polak zamieszkały np. we Francji, który pod jakiemikolwiek wpływami zapomniał mówić po polsku i język ten, w głowie, sercu i ustach zastąpił francuskim, oderwał się od narodu polskiego, przestał być polakiem. I tak jest; choćby tam nawet w głębi istoty i trwały jeszcze jakie szczątkowości pochodzenia, utrata miłości dla ziemi ojczystej, którą opuścił i utrata mowy ojczystej, którą zamienił na inną, wyłączyły go z narodu polskiego. Jakże więc? Czy w oczach żydów używających żargonu, żydzi mówiący po francusku, angielsku, arabsku i t. d., albo też może w oczach tych ostatnich, ci, którzy używają żargonu, przestali być żydami? Absurd!
Wiem, że w nacjonalistycznym obozie żydowskim niektórzy pracują nad oczyszczaniem, wzbogacaniem, hebraizowaniem żargonu, wyobrażając sobie, że tym sposobem przerabiają go na język narodowy. Chętnie wierzą w szczerość i w dobrą wiarę tego przekonania, tych dążeń, ale są one kapitalną omyłką. Języka narodowego nikt na zapotrzebowanie ani zrobić, ani przerobić nie może. Jest on produktem natury i czasu. Razem z narodem przychodzi na świat, razem ze wzrostem i dojrzałością narodu wzrasta i dojrzewa. Porównać go można do nici, którą z kądzieli wysnuwa ręka prządki. Kądzielą tu jest dusza narodu, prządką jego historja. Pewna liczba jednostek, choćby największemi zdolnościami i najlepszemi chęciami obdarzonych — nie jest narodem, pewne pasje momentu, nie są historją. Język przez jednostki i wśród momentowej pasji zrobiony, nie wzniesie się do godności języka narodowego, tak samo jak nie zdoła usunąć ze świata i zastąpić języków narodowych — pomimo pewnej praktycznej użyteczności swej, żaden volapück, ani esperanto.