Tu arfę strzaskać tobie o biodra tej skały,
Co w słońcu mówi cudów słowy promiennemi,
Jaką była myśl pierwsza Boga o tej ziemi
Zanim jej niezczłowieczył człowiek z bóztwa chwały. —
O! strzaskaj ją i piersi roztrąć krwawe, młode,
Szczęśliwy, czyje usta piersi matki ssały,
Będę targał twe trzewia, twą młodość, swobodę
Jak trzewia Prometeja, by się odradzały...
O sieroto natury! znam żar co cię trawi!...
Orle mój! iskra spali — ale płomień zbawi!...
Mniejsze co do rozmiaru — nie co do uroku,
Każą równie jak Tatry wielbić mistrza swego,
Po bokach wstają ściany rozmiaru dzikiego
A łożyskiem granitów leci toń potoku...
Strzałą pomyka łódka — jak koń rozkiełznany —
Cuda wstają po cudach!... oto Sokolica[1]
Szczyty w Girlandach lasów wieją — a gromnica
Świata — nów spłynął blady nad różowe[2] ściany —
Z wałów na wały pędzi łódź — rzuca się — biada!...
Przez skał krawędzie sadzi... aż na głąb wypłynie,
I już sunie jak dusza po życia głębinie —
Z daleka głos anielski w skałach gdzieś przepada,
To dzwon Szczawnic wieczorny — co jak dusza rada
Z więzów ciała już wolna — wśród błękitów ginie...
Owy dzikie Pioniny!... boskie Tatr wnuczęta,
Słońce wam ozłociło czoła koronami,
Skronie wasze się lasów oplotły wieńcami,
U stóp gra wodospadów — z chmur kraczą orlęta —