Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom I.djvu/329

Ta strona została przepisana.

Ach! Nic tu nie jest pewnem, ani żadna sława
Ni to, że na szczęśliwych dola nie nastawa.
Albowiem taki zamęt, takie zamieszanie
Sprawiają w swych wyrokach bogowie, że na nie
Patrzący, tracisz rozum i tak pozbawiony
Wszelakiej świadomości, oddajesz pokłony
Niebiosom... Ale po co ta skarga, jeżeli
Żadnemu z twoich bolów ulgi nie udzieli?
Ty nie gań mnie, o nie gań, że tak późno staję
Przed tobą: odwiedzałem właśnie swoje kraje,
W głębokiej Tracji byłem, gdyś ty zawitała
W te strony. Lecz gdym wrócił, skwapliwość niemała
Pędziła mnie za próg mój, a w tem ujrzę posła:
Służebna twa wiadomość od ciebie przyniosła.

HEKABE.

W nieszczęściu tem me oko spojrzeć ci nie może
W oblicze — ja się wstydzę, cny Polymestorze!
Albowiem jakżeż przykro, jakżeż wielce boli
Tak stać wobec człowieka, co nas w lepszej doli
Oglądał. Nie sądź jednak, iż mam żal jakowy
Do ciebie. Jest też zwyczaj, który białogłowy
Wstrzymuje, by mężczyznom nie patrzały w lica.

POLYMESTOR.

Nie dziwię się. Lecz po co przyszła służebnica?
Do czegom ci potrzebny, że mnie wzywasz z domu?

HEKABE.

Chcę sprawę ci powierzyć, tobie, a nie komu
Innemu, prócz twych synów — więc bądź wprzódy gotów
Oddalić swoją służbę precz od tych namiotów.