Wysłany, by nas ścigał, nas, biedne wygnańce,
Zmuszone wciąż się tułać snać po ziemi krańce!
Plugawcze! Obyś szczezł już razem z tym, co ciebie
Tu wysłał! Ileż złego — a niech cię pogrzebie
Ta ziemia! — słyszał z ust twych i ojciec tych dziatek!
Czy myślisz, żeś spokojne znalazł na ostatek
Wytchnienie? Żeś zawitał, ty człowieku głupi,
Do miasta swych przyjaciół? Takich tu nie kupi,
Co chcieliby potężne ramię Eurysteja
Zamienić na twą starość! Daremna nadzieja!
Precz! Poco jeszcze zwlekasz? Do Argos! Precz! Dalej!
Jest rozkaz, by tam ciebie ukamienowali.
Bynajmniej! Schron tu mamy! Któż nas od ołtarzy —
Któż z wolnej tej ziemicy wygnać się poważy?
Nie wahasz się ponownie trudzić o, tej dłoni?
Przemocą z tego miejsca nikt mnie nie wygoni.
Zobaczysz. Lichy z ciebie prorok jest tym razem.
Dopókim żyw, nie zmusi nikt mnie swym rozkazem.
Precz! Precz! Choćbyś się bronił, jako chciał, w tę porę
I tych ja — Eurysteja to własność — zabiorę!