Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Niewiasto nieszczęśliwa! Lecz i twego sługi
Pożałowania godne są losy! Bo ile
Daremnie-m ja wycierpiał! Przyszły takie chwile,
Że wpaść myśmy musieli, tak jest, wpaść musieli
W zabójcze one ręce złych nieprzyjacieli,
By zginąć tak sromotnie. Ale może przecie
Znasz jeszcze jakieś wyjście? Bo nie wszystko w świecie
Stracone, jest nadzieja, aby te ocalić!
O królu! Zamiast dziatek, raczże mnie wydalić
I wydać Argejczykom! Nie narażaj siebie
I ich! Ja je wybawię... Nie w mojej potrzebie
Swe własne kochać życie! Rzucę je bez lęku!
[Eurystej chciałby głównie mieć mnie w swoich ręku,
Gdyż byłem Heraklesa towarzyszem broni —
Przeciwko mnie najbardziej wściekłością się płoni.
Lecz człowiek to jest głupi. Mądremu z mądrymi
Wojować tylko warto, nie z tym, co aż dymi
Głupotą! Tamci zawsze będą należycie
Umieli czcić człowieka w nieszczęśliwym bycie.

PRZODOWNIK CHÓRU.

Nie ściągaj, starcze, winy na to miasto nasze!
Jest może w tem zysk jakiś, ale ja się straszę
Tą hańbą i tym wstydem, który na nas spadnie,
Że mogliśmy swych gości traktować tak zdradnie!

DEMOFON.

Szlachetnie przemówiłeś, jeno, że to na nic!
Nie, aby ciebie dostać, staje u tych granic
Eurystej z wojskiem swojem. Bo cóż mu zależy
Na starcu? Tych on zabić chce! Bo wszak młodzieży
Szlachetnej wróg się boi, gdy podrasta, pomna