ani nas księżyc nie płoszy,
ani skwir krwawej orlicy
rozdrgany w ponurej pustoszy.
Przez cienie i światła i mroki,
przez czasy, trwania i zmiany,
przez szlaki wód, czy posoki
idzie nasz orszak zwołany;
przez miasta, wsie i grodziska
do wyznaczonych granic
na świętych bóstw uroczyska —
idzie — nie zważa na nic!
Przez wieki co w pustkę się toczą
niesiemy boginię uroczą.
Płyną w tanecznych fal pląsie
wokoło wozu królewnej
i przewijają się, gną się
w rytm melodyjny i śpiewny.
Do nas! Do nas, do nas, zwidy
prężne, urocze i zwiewne —
Dryady i Nereidy.
Tu do nas — przynieście królewnę!
Zawtórzymy wraz trofeom —
mórz zielonych szczęsne swatki,
przybywajcie z Galateą,
wizerunkiem boskiej matki!
Galateo! — Cześć ci! — Cześć ci!
O łącząca czar boskości
i czar ludzki —: wdzięk niewieści —
w nieśmiertelny hymn miłości!
W przepych srebrzystych, mieniących wianków
ustrój, o Luno, orszak uroczy,