Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 024.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dowali się także pośród zebranej gromadki, spojrzał w stronę obojga drwiąco, poczem poklepał po ramieniu Tupaina, aby go naprzód pocieszyć w razie utraty brata Fouassea. Uśmiech jednakże zniknął mu zaraz z twarzy, kiedy spostrzegł Margosię, jak niema, z wyciągniętą szyją wpatrywała się wytężonym wzrokiem w dal. Oczywiście z przyczyny Delfina. Jak nie burknie na córkę:
— A ty tu co jeszcze masz do roboty? Do domu mi zaraz... Uważaj, Margot!
Ale dziewczyna ani się poruszyła z miejsca. Natomiast po niedługiej chwili:
— Ach! otóż i oni!... — zawołała.
Podniósł się okrzyk zdziwienia. Tymczasem Margot, która miała oczy wyborne, poczęła przysięgać, że nie dostrzegła w barce żywej duszy. Ani Rougeta, ani Fouassea, ani... No nikogo. „WIeloryb“, jakby opuszczony, płynął zdany na łaskę wiatru, obracając się co chwila to dzióbem, to sterem naprzód, i kołysząc się z miną leniwą. Na szczęście zerwał się wiatr zachodni, który go parł prosto na ląd, atoli w sposób dziwnie kapryśny, miotając statkiem to w prawo, to w lewo.
Teraz już całe Coqueville zebrało się na wybrzeżu. Jedni przywoływali drugich, ani jedna dziewczyna nie pozostała w domu pilnować polewki, aby nie wykipiała. Wypadek to był niesłychany, coś tak niepojętego, że przez swą nadzwyczajność mieszało w głowach szyki. Maryi, żonie Rougeta,