Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 026.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Całe Coqueville przyznało tym słowom racyę, bo Delfin pływał istotnie jak śledź. Gdzież jednak w takim razie mogła się podzieć trójka?... Dały się słyszeć głosy: „Ja ci mówię, że tak.“ — „A ja ci powiadam, że nie.“ — „Głupiś.“ — „Tyś sam głupi.“ — Zaniosło się na bitkę. Proboszcz pospieszył nawoływać do zgody, polowy zaś kułakował ludzi energicznie celem przywrócenia porządku. Równocześnie barka, ani myśląc się spieszyć, pląsała dalej w oczach ludzkich. Zdawało się, jakby sobie z nich chciała kpić. A przypływ niósł ją, wprawiając od czasu w poruszenia podobne do ukłonów. Ani chybi — dostała bzika.
Margoś, z dłońmi na twarzy, nie przestawała się jej ani na chwilę przypatrywać. Wysłano z przystani naprzeciw „Wieloryba“ łódź. To Brisemotte okazał się tak niecierpliwym, jakby mu zależało na przywiezieniu coprędzej pewności Rougetowej kobiecie. Od tej chwili uwaga wszystkich skupiła się na łódce Brisemotte‘a. Jedni przez drugich wykrzykiwali teraz: — „A co? Dostrzegł już co?...“ — „Wieloryb“ zaś posuwał się stale naprzód z swą tajemniczą i figlarną miną. Nakoniec ujrzano Brisemotte‘a, jak dopłynąwszy do „Wieloryba“, uchwycił się jednej z lin, dźwignął, i zajrzał w głąb barki. Wszystkim patrzącym z brzegu oddech zaparło. Wtem Brisemotte jak nie parsknie śmiechem na całe gardło!... Czegoś podobnego nie spodziewali się. Co u licha mogło go tak dyabelnie rozśmieszyć!..