Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 038.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— E... to chyba wracajmy... Późno już... Zajrzymy do więcierzy jutro.
Zaniechali połowu. Wtem wójt zobaczył drugą beczkę, trochę mniejszą od tamtej, po swojej prawej, która płynęła sztorcem, kręcąc się w wodzie koło własnej osi, jak bąk. Cios to był ostateczny dla sieci i więcierzy. Nie było o nich mowy więcej. „Zefir“ oddał się cały łowieniu baryłki, którą powiodło mu się zresztą schwycić z wszelką łatwością.
W tymże czasie zbliżona przygoda zdarzyła się „Wielorybowi.“ Kiedy Rouget znalazł między założonymi więcierzami pięć zupełnie pustych, Delfin, ciągle na czatach, zawołał, że coś na wodzie dostrzega. Nie wyglądało to jednak na beczkę, bo na nią było za długie.
— Kawałek belki — orzekł Fouasse.
Rouget jednak, puściwszy szósty więcierz, którego nawet nie dobył całkiem z wody, pospieszył w tamtę stronę i rzekł:
— Trzeba obejrzeć na każdy sposób.
W miarę podpływania zdawało im się, że rozpoznają deskę, to znów skrzynię a wreszcie drewnianą kłodę. Naraz z piersi ich wydarł się okrzyk radości. Była to rzeczywiście beczka, lecz beczka osobliwego nabożeństwa, z jaką nigdy jeszcze nie zdarzyło im się spotkać. Rzekłbyś: kawał rury, trochę tylko wydętej w środku, oba jej końce zamknięte były warstwą gipsu.
— Cóż to za cudak! — wykrzyknął Rouget