Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 039.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

z zachwytem. — Tego mi musi polowy pokosztować... Dalej, wracajmy, dzieci!
Powiedzieli sobie, że nie tkną łupu przed wylądowaniem i „Wieloryb“ wrócił do Coqueville z swym ładunkiem w tym samym momencie co i „Zefir.“
Ani jeden z ciekawych nie opuścił aż do tej chwili wybrzeża, a niespodziany połów, na który się złożyły aż trzy beczki, przyjęto z okrzykiem radości. Małe łobuzy rzucały w powietrze kaszkietami, kobiety pospieszyły do domów co żywo po szklanki. Postanowiono skosztować niezwłocznie zdobytych trunków, i to na miejscu. Ponieważ szczątki rozbitych statków stanowią, prawem zwyczaju, własność nadbrzeżnej ludności, nie podniósł się więc żaden głos protestu, tyle tylko, że utworzyły się zaraz dwie grupy: jedna Maheów, dokoła Rougeta, Flocheów zaś przy wójtowskiej personie.
— Polowy!... W wasze ręce najpierwsza!... — wykrzyknął, przepijając do strażnika, Rouget. — Powiecie nam, co to jest.
Likier miał piękną barwę złotą. Polowy ujął szklankę, podniósł, spojrzał pod światło, powąchał, wreszcie przybliżył do ust i pociągnął.
— To trunek z Holandyi — oświadczył po długiem milczeniu.
Nie dał im żadnej innej informacyi. Wszyscy Mahéowie pili teraz jeden po drugim z respektem. Trochę im się to wydawało gęste, zadziwiał ich