Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 041.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

chaczy a polowy zadarł głowę z pewną siebie postawą szczęśliwca, który nie zawiódł zaufania, jakie ogół pokładał w jego wiedzy.
Jeden tylko proboszcz Radiguet nie bardzo zdawał się być przekonanym. Chciał usłyszeć konkretne nazwy napojów! Utrzymywał, że ma je sam na końcu języka i aby je sobie lepiej uprzytomnić, wychylał kielich za kielichem, powtarzając:
— Czekajcieno, czekajcie... Już wiem... Zaraz wam powiem...
Tymczasem wesołość wzmagała się coraz więcej w obu grupach. Zwłaszcza też Flocheowie śmiali się z każdą chwilą głośniej, mięszali bowiem dwa trunki naraz, co, jak wiadomo, bardziej w rozum łaskocze. Jedni i drudzy wszakże trzymali się od siebie w oddaleniu. Nie częstowali się wzajemnie zawartością swych beczek, rzucali na siebie tylko spojrzenia pełne sympatyi, opanowani niewyrzeczoną żądzą pokosztowania trunku sąsiada, który wydawał się naturalnie lepszym. Wrodzy bracia Tuipan i Fouasse, mimo że ocierali się o siebie przez cały wieczór, ani razu, rzecz rzadka, nie przystawili jeden drugiemu do nosa pięści. Zauważono także, że Rouget i Rougetowa pili z jednego naczynia. Co się tyczy Margosi, nalewała ona kieliszki oczywiście po stronie Flocheów, że zaś szafowała trunkiem zbyt szczodrze i likier przelewał się jej na palce, więc je oblizywała raz po raz i chociaż posłuszna święcie zakazowi ojca, który surowo