Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 054.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

pcem, trząsł się przed nią, tembardziej, że marzył skrycie o jej zaślubienia i skakał koło niej na razie na palcach, dopóki, stawszy się panem sytuacyi, nie zdobędzie prawa uspakajania humorów baby porządnym klapsem.
Tak tedy w środę zrana wdowa Dufeu dała się znowu unieść jednej z swych burz, zrzędząc mu nad głową, że wszystkie przesyłki wstrzymane, że ryb brak. przyczem posunęła się do zrobienia mu zarzutu, że woli latać za okolicznemi dziewczętami, niż troszczyć się o szczupaki i makrele, których jest z pewnością podostatkiem. Pan Mouchel, draśnięty, zasłonił się niebywałą niesłownością Coquevilleu. Wdowa Dufeu uległa na chwilę zdziwieniu. Co sobie to Coqueville właściwie myśli?!... Nigdy jeszcze wieś rybacka nie pozwoliła sobie tak lekceważyć zamówień. Wnet jednak dorzuciła, że Coqueville ją nic nie obchodzi, że to rzecz pana Mouchel zawczasu zapewnić sobie dostawę i że ona chwyci się na przyszłość radykalniejszych środków, jeżeli on raz jeszcze pozwoli rybakom wykierować firmę na dudka. Ogromnie zaniepokojony pan Mouchel życzył w duchu Rougetowi i La Queue’mu, żeby ich jasny piorun trzasł. Może się jednak nareszcie pokażą jutro?...
— Nazajutrz — to znaczy we czwartek — nie zjawił się ani jeden ani drugi.
Co to jest?... W ostatniej desperacyi wydrapał się ku wieczorowi na skałę, sterczącą z lewej strony