Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/58

Ta strona została przepisana.

chwilą strumieni w huku i trzasku walących się drzew i belek, w nieprzejrzystych cieniach nocy, które wraz z powodzią zaległy trójkątną kotlinę, niepodobna było zgromadzić rozpierzchłych mieszkańców. Dopiéro z pierwszym dnia brzaskiem spostrzegli oni brak skrajnego, od strony rzeki szałasu. Zmiotła go woda bez śladu. Gdzieś nad pieczarami znaleziono zwłoki Stumpego, ale dziecka nie było. Gdzież się podziała pociecha, nadzieja, chluba, cnota, Dobra dola Szumiącéj Osady?
Gdy po wielu próżnych poszukiwaniach, osieroceni wracali do domów, od wybrzeża rozległ się sygnał, strzał. Ludzie z sąsiedztwa, śpieszący z pomocą zalanym, znaleźli o dwie mile wyczerpanych na siłach mężczyznę i dziecię. Poznali ich! Był to Kentuck zbity cały, wpół-żyw zaledwie, tulący do łona małego Tomcia. Nachylili się nad tą tak dziwnie dobraną a tak silnym uściskiem splecioną parą, dziecko było sine i sztywne.
— Zmarło! — zawołali.
Kentuck otworzył oczy zmącone zbliżającą się śmiercią.
— Zmarło! — powtórzył gasnącym głosem.
— A i ty umierasz! — wołali na niego.
Uśmiech rozświecił lica konającego.
— Umieram — szepnął — umieram! Dobre dziecko! nie chce mnie tu porzucić samego. Powiedzcie, chłopcy, w Szumiącéj Osadzie, że odchodzę, unosząc z sobą Dobrą Dolę...
Jak tonący, gdy się chwyta źdźbła słomy, tak tuląc do siebie zwłoki dziecka, upadł w zmącony potok. Wody uniosły go bezpowrotnie. Dokąd? Ku nieznanym nam brzegom.