Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/171

Ta strona została przepisana.

iż ten przez zbytek męstwa pragnie porzucić rozpoczęte dzieło.
— Uchodź więc, jeżeli się lękasz! — wykrzyknął Matho. Nie dotrzymałeś nam już obietnic, miałeś dostarczyć słoni, siarki, smoły, piechoty i koni, gdzież to wszystko?
Narr-Havas przypominał, iż jemu głównie są winni ostateczne rozbicie kohort Hannona. Co zaś do słoni, te popędzono tymczasowo w lasy, piechotę uzbroił, konie są w pogotowiu... a Numidyjczyk, składając to usprawiedliwienie, bawił się od niechcenia piórem strusim, które mu spadało na ramiona i przewracał oczyma jak kobieta z lekceważącym uśmiechem. Matho nie wiedział, co mu odpowiedzieć na to. W tej chwili zbliżył się nieznany jakiś człowiek oblany potem, zmęczony, z okrwawionemi nogami, z rozpiętym pasem; gwałtowny oddech wstrząsał całą istotą tej wynędzniałej postaci, mówił djalektem nierozumiałym z dziwnemi gestami, jakgdyby o jakiej wielkiej bitwie. Młody król skoczył co żywo i zwołał swych towarzyszy. Zgromadzili się prędko na równinie, tworząc orszak wokoło swego wodza. Ten zaś, siedząc na koniu, spuścił głowę i gryzł wargi. Następnie rozdzielił swych ludzi na dwie części, jednym rozkazał czekać na siebie, drugich powołał ze sobą. Puścili się galopem i znikli wkrótce na horyzoncie w stronie gór.
— Panie, — szepnął Spendius — niemiłe są te niespodzianki, ten powracający suffet i uchodzący Narr-Havas.
— Mniejsza o to, — rzekł pogardliwie Matho.
Był to jeden powód więcej, ażeby uprzedzając Hamilkara połączyć się z Autarytem. Lecz znów, jeżeliby opuścili oblężenie dwuch miast, to mieszkańcy tychże niewątpliwie, wystąpiwszy, zaatakują ich ztyłu, podczas gdy przed sobą będą mieli Kartagińczyków.