Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/173

Ta strona została przepisana.

raz w odgłosie uderzeń własnego serca zdawało mu się słyszeć postępującą armję. Zapowiedział Spendiusowi, że jeżeli przed trzema dniami Hamilkar nie przybędzie, to on pójdzie sam ze swymi ludźmi na jego spotkanie i stoczy bitwę. Dwa dni upłynęły, Spendius powstrzymał go jeszcze, lecz nakoniec w poranku dnia szóstego Libijczyk wyruszył.
Kartagińczycy niemniej niecierpliwie pragnęli rozpoczęcia wojny. W namiotach i domach jednakie życzenia, jednakie udręczenia panowały. Wszyscy pytali ciekawie co wstrzymywało Hamilkara. On zaś od czasu do czasu wstępował na szczyt świątyni Eschmuna i obok Zwiastuna księżyców badał kierunek wiatru.
Jednego dnia nareszcie, a było to w trzecim miesiącu Tibby, ujrzano go zstępującego z Akropolu przyspieszonym krokiem. Na Mappalach powstał zgiełk wielki, wkrótce całe przedmieście się zaludniło. Żołnierze przywdziewali zbroje, żegnając swe rodziny; kobiety ściskały ich z płaczem. Udawali się wszyscy na plac Khamona, gdzie nie wolno było im towarzyszyć, ani zaczepiać ich jakąkolwiek rozmową, ani nawet zbliżać się za niemi do szańców. Przez jakiś czas miasto całe pogrożone było w najgłębszem milczeniu, niby grób olbrzymi. Żołnierze dumali wsparci na lancach, inni wzdychali po domach. O wschodzie słońca armja wyruszyła przez zachodnią bramę, lecz zamiast udać się drogą do Tunis lub też zająć góry w kierunku Utyki, oni postępowali wybrzeżem morza i wkrótce dosięgli Laguny, na której brzegach białe okrągłe place solne migotały nakształt olbrzymich półmisków srebrzystych, porozrzucanych tu i owdzie.
Dalej zwiększały się bagniska; grunt był coraz miększy, nogi grzęzły coraz głębiej. Hamilkar jednak nie myślał o powrocie. Postępował na czele wojska, a koń jego żółto nakrapiany, jak smok, parskając pianą z nozdrzy szedł wielkiemi krokami po bagnach.
Noc bezksiężycowa zapadała zwolna. Niektórzy