Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 093.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Żeby ją znów zobaczyć choć na chwilę! Ale zapewne nigdy jej więcej nie spotka...
Jesień nadeszła wreszcie, i wyprawa była gotowa.
— Za cztery tygodnie wesele — powiedziała mysz polna z radością.
Wtedy Odrobinka rozpłakała się na dobre i przyznała się myszy, że nie chce być żoną tego nudnego kreta.
Mysz rozgniewała się strasznie.
— A to co za głupota! — zawołała. — Słyszał kto coś podobnego! Radzę ci po dobremu, wybij sobie z głowy taki śmieszny upór, bo cię sama ukąszę białemi ząbkami. Także grymasy! Taki bogacz, uczony, o wszystkiem mówić może! A futro aksamitne? Sama królowa nie ma podobnego. Kuchnia, piwnica pełne. Dziękuj Bogu za takie szczęście!
Nastąpił dzień wesela. Kret przyszedł po narzeczoną, aby ją zabrać do siebie. Odtąd będzie mieszkała głęboko pod ziemią i nie zobaczy nigdy więcej słońca, bo kret go znieść nie może. Biedna dziecina pochyliła główkę i wyszła raz ostatni pożegnać świat Boży.
— Żegnaj mi, słonko złote! — zawołała i wyciągnęła rączki. — Żegnaj słonko miłe!
Z jednej strony światło dziwnie przeglądało przez las żółtych słomek, więc poszła w tę stronę kilka kroków i ujrzała, że zboże tu już zżęto, i krótkie źdźbła tylko wyglądały z ziemi. Ale słońce przeświecało za to bez przeszkody i widać było wszystko dookoła.
— Żegnaj mi, żegnaj, słonko! — powtarzała.
Objęła mały, czerwony kwiatuszek i szeptała ze łzami:
— Pozdrów ode mnie jaskółkę, może zobaczysz ją kiedy. Pożegnaj ją ode mnie.